25.09.12 r.
SŁOWA NIEWYPOWIEDZIANE
Siwowłosa kobieta wolnym krokiem
podeszła do komody. Odgłos skrzypiącej podłogi był jedynym hałasem, który
zakłócał ciszę. Usiadła na ciemnobrązowym taborecie przed małym stolikiem i
delikatnie musnęła palcami stojący przed nią gramofon. Uniosła igłę, po czym
przyłożyła ją do płyty, co uwolniło z urządzenia spokojną melodię. Zamknęła
oczy i wsłuchiwała się w smutne dźwięki słyszanego fortepianu i w pełen bólu głos
piosenkarza. Każde jego słowo doprowadzało do szaleństwa jej słabe serce, a
duszę pogrążało w otchłani rozpaczy. Próbowała szepnąć jego imię, powtórzyć je
w swoim życiu po raz tysięczny, ale zabrakło jej sił. Zaczerpnęła tchu i wstała
z krzesła. Ciężkim krokiem skierowała się w stronę przeciwległej szafy.
Chodzenie przysparzało jej dużo bólu i nie umiała już nawet utrzymywać prostej
postawy ciała, nie pamiętała nawet kiedy tak się zgarbiła. Czy po jego śmierci,
czy jeszcze przed? Idąc, musiała wspomagać się o meblościankę. Mijała
ustawione na półkach ramki ze zdjęciami, na które wcale nie miała ochoty
patrzeć. Jednak wiedziała, że minęło już za wiele lat, a ona była coraz
starsza. Patrzyła na jego wesołą twarz na zdjęciu, próbując zapamiętać każdą
rysę, każdą niedoskonałość i doskonałość. Z oczu popłynęły jej łzy.
Nienawidziła się za swoją słabość, za tęsknotę za nim, mimo że minęło już
dziesięć lat. Często próbowała go sobie przypomnieć i czasami miała nawet
wrażenie, że dokładnie pamięta go takiego, jakim był. Ale wtedy patrzyła na
zdjęcia i zdawała sobie sprawę, że tyle ominęła. Że tyle zapomniała.
Łzy zdały się być pokutą za ten
zapomniany, ominięty czas. Czas pokory, kiedy dumę chowała do kieszeni i
uświadamiała sobie, że nic nie trwa wiecznie i że na końcu zawsze jesteśmy
samotni.
Gdy dotarła do szafy, oddychała już
z trudem. Pot zmęczenia spływał jej z czoła. Zawsze miała przy sobie
chusteczkę, by móc go wycierać, ale zostawiła ją przy wciąż grającym
gramofonie. Otworzyła szafę. Drzwi delikatnie, aczkolwiek głośno zaskrzypiały.
Z wewnątrz wydobył się specyficzny zapach starych, zużytych i dawno niepranych
ubrań. Sięgnęła po jego marynarkę. Jej kruche i pomarszczone palce wydawały się
przy niej doklejone, jakby niepasujące do mężczyzny, który jeszcze dziesięć lat
temu ją nosił. Przesunęła po ciemnej marynarce drżącą dłonią, próbując ją
trochę wyprostować. Odruchowo sięgnęła do kieszeni, z której wyjęła małe
zawiniątko. Oczy miała napuchnięte od płaczu, zaszklone, jednak rozwinęła
karteczkę i spojrzała na zapisane tam słowa. Lubiła jego charakter pisma, był
taki dokładny i równy. Nie musiała iść po okulary, żeby przeczytać to, co było
tam napisane. Czytała to już wiele razy i za każdym razem płakała po nich tak
samo mocno. „Chciałbym umrzeć przed tobą, bo wiem, że ty dasz sobie radę, a ja
nie”.
Po tym utwór się skończył i zaczął grać
od początku. Słowa piosenkarza wciąż pozostawały tak samo silne i tak samo
mocno oddziaływujące na jej słabe serce. Uzależniona od wspomnień, uzależniła
się również od serca, którego rękopis pisany był łzami.
Śliczne...
OdpowiedzUsuńMało ludzi pisze o starszych ludziach w taki sposób.
Chyba wszyscy myślą, że tylko młodzi nie są gotowi na śmierć i mogą ją nie wiadomo ile przeżywać...
Masz rację, mało ludzi zauważa, że starsi ludzie boją się śmierci i samotności. Myślą, że się z tym pogodzili - przecież są starzy...
UsuńDobry poziom :)
OdpowiedzUsuń