15.1.13

Słowa niewypowiedziane


25.09.12 r.
SŁOWA NIEWYPOWIEDZIANE

            Siwowłosa kobieta wolnym krokiem podeszła do komody. Odgłos skrzypiącej podłogi był jedynym hałasem, który zakłócał ciszę. Usiadła na ciemnobrązowym taborecie przed małym stolikiem i delikatnie musnęła palcami stojący przed nią gramofon. Uniosła igłę, po czym przyłożyła ją do płyty, co uwolniło z urządzenia spokojną melodię. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w smutne dźwięki słyszanego fortepianu i w pełen bólu głos piosenkarza. Każde jego słowo doprowadzało do szaleństwa jej słabe serce, a duszę pogrążało w otchłani rozpaczy. Próbowała szepnąć jego imię, powtórzyć je w swoim życiu po raz tysięczny, ale zabrakło jej sił. Zaczerpnęła tchu i wstała z krzesła. Ciężkim krokiem skierowała się w stronę przeciwległej szafy. Chodzenie przysparzało jej dużo bólu i nie umiała już nawet utrzymywać prostej postawy ciała, nie pamiętała nawet kiedy tak się zgarbiła. Czy po jego śmierci, czy jeszcze przed? Idąc, musiała wspomagać się o meblościankę. Mijała ustawione na półkach ramki ze zdjęciami, na które wcale nie miała ochoty patrzeć. Jednak wiedziała, że minęło już za wiele lat, a ona była coraz starsza. Patrzyła na jego wesołą twarz na zdjęciu, próbując zapamiętać każdą rysę, każdą niedoskonałość i doskonałość. Z oczu popłynęły jej łzy. Nienawidziła się za swoją słabość, za tęsknotę za nim, mimo że minęło już dziesięć lat. Często próbowała go sobie przypomnieć i czasami miała nawet wrażenie, że dokładnie pamięta go takiego, jakim był. Ale wtedy patrzyła na zdjęcia i zdawała sobie sprawę, że tyle ominęła. Że tyle zapomniała.
            Łzy zdały się być pokutą za ten zapomniany, ominięty czas. Czas pokory, kiedy dumę chowała do kieszeni i uświadamiała sobie, że nic nie trwa wiecznie i że na końcu zawsze jesteśmy samotni.
            Gdy dotarła do szafy, oddychała już z trudem. Pot zmęczenia spływał jej z czoła. Zawsze miała przy sobie chusteczkę, by móc go wycierać, ale zostawiła ją przy wciąż grającym gramofonie. Otworzyła szafę. Drzwi delikatnie, aczkolwiek głośno zaskrzypiały. Z wewnątrz wydobył się specyficzny zapach starych, zużytych i dawno niepranych ubrań. Sięgnęła po jego marynarkę. Jej kruche i pomarszczone palce wydawały się przy niej doklejone, jakby niepasujące do mężczyzny, który jeszcze dziesięć lat temu ją nosił. Przesunęła po ciemnej marynarce drżącą dłonią, próbując ją trochę wyprostować. Odruchowo sięgnęła do kieszeni, z której wyjęła małe zawiniątko. Oczy miała napuchnięte od płaczu, zaszklone, jednak rozwinęła karteczkę i spojrzała na zapisane tam słowa. Lubiła jego charakter pisma, był taki dokładny i równy. Nie musiała iść po okulary, żeby przeczytać to, co było tam napisane. Czytała to już wiele razy i za każdym razem płakała po nich tak samo mocno. „Chciałbym umrzeć przed tobą, bo wiem, że ty dasz sobie radę, a ja nie”.
            Po tym utwór się skończył i zaczął grać od początku. Słowa piosenkarza wciąż pozostawały tak samo silne i tak samo mocno oddziaływujące na jej słabe serce. Uzależniona od wspomnień, uzależniła się również od serca, którego rękopis pisany był łzami.

3 komentarze:

  1. Śliczne...
    Mało ludzi pisze o starszych ludziach w taki sposób.
    Chyba wszyscy myślą, że tylko młodzi nie są gotowi na śmierć i mogą ją nie wiadomo ile przeżywać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, mało ludzi zauważa, że starsi ludzie boją się śmierci i samotności. Myślą, że się z tym pogodzili - przecież są starzy...

      Usuń