Jak pisałam pierwszym poście, od czasu do czasu lubię sobie coś napisać. Coś nieraz krótkiego, nieraz długiego, z sensem i bezsensu, ot tak, dla zabicia czasu. I dzisiaj bez żadnej pracy, takie krótkie opowiadanie :)
2.09.2011
NAJLEPSI
PRZYJACIELE
Czekam
na niego pod sklepem, niedaleko pasów na dość ruchliwej ulicy. Bardzo dobrze
wiem, że przechodzi obok niego codziennie o siódmej rano, spiesząc się na
autobus. Bardzo dobrze też wiem, że mniej więcej w tym miejscu, w którym stoję,
spojrzy na zegarek, żeby upewnić się, że ma jeszcze czas. Za chwilę przyspieszy
kroku, bo odkryje, że zostały mu tylko trzy minuty.
Jakiż
on przewidywalny. Znam go niemal od urodzenia i muszę powiedzieć, że w ogóle
się nie zmienił. Przez cały czas nosi kolorowe skarpetki w paski, nawet wtedy,
gdy ubiera garnitur. Nie potrafi zawiązywać krawatu, dlatego kupuje
przyczepiany albo prosi swoją dziewczynę, aby mu zawiązała. Rano pije kawę
rozpuszczalną, którą słodzi czterema łyżeczkami cukru. A śpiąc, chrapie. Nigdy
nie przyznał się do tego na głos, ale ja wiem, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Kto inny zna go lepiej ode mnie? Nawet ta jego Jola nie wie tylu rzeczy, co ja.
Znam wszystkie jego tajemnice, najskrytsze myśli. Mówi mi wszystko.
I
jestem z tego dumny. Nie musi mówić o naszej przyjaźni, ja to po prostu wiem.
Bo
kto był osobą, która opowiadała mu te straszne historie, gdy wracaliśmy późnym
wieczorem z podwórka do domu? Kto mu podpowiadał, że leżący na ziemi śmieć to
głowa jakiegoś zwierzęcia, a nie rzecz? Kto go popychał na ulicę, żeby szybciej
przechodził, bo się spóźni? Kto śmiał się z niego, gdy się przewracał? Kto mu
mieszał w głowie, gdy, mając siedem lat, poszedł do lasu i się zgubił? Kto go
nakłaniał, by wrześniowego dnia ukradł ze sklepu batona? Kto mu kazał nauczyć
się jeździć na motorze i przyspieszać do stu pięćdziesięciu kilometrów na
godzinę? Kto go straszył, gdy był sam w domu? Kto podjudzał pijaków, gdy wracał
późno z kina? Dzięki mnie to wszystko przeżył. Często się za to obrażał i w
ogóle nie chciał mnie widzieć, ale ja wiedziałem, że długo to nie potrwa. Były
dni kiedy się prosił o moją obecność. Ja byłem przy nim wtedy, gdy płakał, bo
pokłócił się z Jolą. I to ja byłem z nim wtedy, gdy zmarł mu ojciec. Byłem z
nim zawsze, od zawsze. Jesteśmy nierozłączni. Najlepsi przyjaciele.
I
gdy zobaczyłem go w oddali, niemalże biegnącego, od razu na moich ustach
pojawił się uśmiech. Prawdopodobnie mnie nie zauważył, ale nie przeszkadzało mi
to. Zaraz normalnie rzuci się w moje objęcia, bardzo dobrze o tym wiem!
Przecież go znam.
Zbliża
się do mnie coraz to szybszymi krokami. Widzę właśnie jak podnosi rękę, by
spojrzeć na zegarek, po czym przeklina pod nosem, bo jak zwykle odkrywa, że
zostały mu tylko trzy minuty na autobus. Pewnie sobie myśli, że musi kupić
auto.
Ale
dalej mnie nie zauważa.
Dalej,
tym samym przyspieszonym krokiem, idzie w moim kierunku. Jeszcze raz zerka na
zegarek i zaraz kręci głową, zdruzgotany, że ma coraz mniej czasu. Mija mnie i
podchodzi szybko do krawędzi chodnika. Czuję jak przepływa przeze mnie fala
złości, że o mnie zapomniał.
Nie
powinien.
–
Nie rozglądaj się, musisz zdążyć na autobus – mówię mu, po czym dotykam go
lekko w ramię, by wszedł na ulicę.
W
ogóle się nad tym nie zastanawia. Nie zwalnia więc kroku i wchodzi na ulicę,
wciąż mając w głowie kierującą nim myśl – musisz
zdążyć na autobus!
Potem
tylko stoję i na niego patrzę. Na to, co się dzieje na ulicy. Przypominają mi
się nagle wszystkie chwile, które razem spędziliśmy, wszystkie piękne
wspomnienia, momenty godne zapisania i uwiecznienia. Przeżył je ze mną. Ze
swoim najlepszym przyjacielem. Ze śmiercią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz